niedziela, 4 listopada 2012

Marzenie zrealizowane


Zachęcona waszymi komentarzami, aby dać spódnicy jeszcze jedną szansę, zadecydowałam.
Pruję…
Ach nie tak całkiem, sprułam boki, tak więc nie ominęło mnie wszywanie zamka po raz kolejny.J
Udało się.
Uszyłam i mam swoją wymarzoną spódnicę, zaliczyła ona swój debiut na imieninach u cioci.





Spostrzeżenia:
- Aby móc normalnie chodzić w spódnicy a nie tuptać maleńkimi kroczkami, potrzebne są rozcięcia. Zrezygnowałam z nich ze względów estetycznych, ale teraz widzę, że to konieczność.
- Spódnice ołówkowe są piękne na kimś, ale żeby samej nosić ehhh. Jestem istotą która nosi spodnie więc tuptanie w ołówkowej + obcasik to wątpliwa wygoda.

Postanowienie:
Jeśli znajdę kolejne ciepłe tkaniny w sh, na 100% powstaną kolejne spódnice. 
Tak tak przekonałam się, iż nie taki diabeł straszny :P 

2 komentarze:

  1. A ja dopiero co napisałam posta ,żebyś ją pomniejszyła ,a teraz widać jakie mam zaległości, ale świetnie ,że Ci się udało. Teraz nic tylko czekać na zimę:)

    OdpowiedzUsuń